Na początku była myśl. Wwiercała się powolutku i podgryzała sumienie, nie pozwalała spokojnie zasnąć.
Dobre rady i sugestie... nic nie pomagały, pozostawiając jedynie żal do samego siebie. No bo ile można znieść żali, krzyku, wyrzutów, bólu i tortur? Ciągle pytania o plany i domysły.
I chyba najgorsze w tych wszystkich planach na książkę, film, spacer, popołudnie, wieczór, cały dzień a nawet miesiąc – że nie ma planu na samego siebie. No bo jak rozpracować drogę do swoich marzeń gdy braknie kompasu? Nie można liczyć na drogowskazy oraz pytać przechodniów którędy odnajdzie się zagubiony szlak.
Nikt nie dał nam GPSa ani mapy – tych wariantów nie kupimy też w sklepie – nie ma ich tak samo jak sklepu z przyjaciółmi . Pozostaje zatem oswoić się z myślą że trzeba samemu nakreślić nową mapę i określić plan działania, wyznaczyć kierunek i utrzymać go nawet jeżeli na horyzoncie jest tylko mgła wojny. Jeden dzień a nawet kilka miesięcy może i nic nie dadzą, lecz wiara w to, że kiedyś ten cel nadejdzie i się objawi - nie może zgasnąć.
A być może tu wcale nie chodzi o odnalezienie celu lub sensu życia – jeżeli takowy w ogóle istnieje – być może całym sensem jest smakowanie podróży – każdego doświadczenia i emocji towarzyszącym temu. Być może trzeba obrać okrężną drogę? I liczyć że gdy życie nas pochłonie wszystko samo się odnajdzie.
Nie wszystko jednak da się kalkulować, a nawet jeżeli można, to nie warto. Chciałbym aby stać mnie było na to wszystko co mogę od Ciebie dostać, ale nie umiem tego wycenić – i wydaje mi się, na całe szczęście, że nigdy nie będę w stanie.
Grzmiałem i przestrzegałem, że miłość nie wymaga poświęceń – i jeżeli odbierzemy te słowa dosłownie, będę w błędzie. Związek wymaga poświęceń – jak przy ogrodzie dbamy o kwiaty – poświęcając swój czas i uwagę. Cały sęk w tym, że żadna jest cena tego poświęcenia gdy robimy to z chęcią i uśmiechamy się na samą myśl, że ubrudzimy sobie ręce i zmęczymy się pracą... Dbając, podlewając i pielęgnując związek... ogród.
Przecież też, być może to jest cały sens naszego istnienia – aby się doskonalić, bo trwając w miejscu – cofamy się.
Nie można jednak na siłę pchać czy ciągnąć kogoś za sobą – brnąc byle przed siebie . Nie wolno również dawać na siebie promocji. Dokuczliwa samotność nie może być argumentem przed wejściem w coś, co nie kłuje z tyłu serca i nie pobudza motylków w brzuchu.
Trzeba znać swoją wartość – a jej wycena wcale nie jest łatwa. Składników jest wiele: charakter, potrzeby, rozkład dnia, a nawet pieniądze. Ostatecznie do tanga trzeba dwojga i nic tak nie potwierdza, w dzisiejszych czasach, bezpieczeństwa jak stabilność finansowa.
Wszak mamuty już wymarły – niech żyje exel i kontakty interpersonalne.
Jest też wartość niezauważalna ludzkim okiem – coś co staje się uchwytne dopiero gdy spędzisz czas, jakże prosto to zabrzmi – gdy poznasz. Człowiek szybko potrafi się w efekcie zauroczenia przyzwyczaić. Na początku negujemy wady i przywary lecz po jakimś czasie zawsze wychodzi brak zagrania czy dotarcia się. Jaka jest recepta? Nie wiem i mądrzejsi ode mnie nie wiedzą. Jednak pojawia się problem ewentualnego wycofania z tej relacji – ostatecznie jest to odpowiedzialność za dwie osoby. A w domu nikt nie trzyma uschniętych kwiatów.
I ostatecznie – cynicznie, chociaż trafnie - na świecie jest osiem miliardów ludzi. <easy?>
Wielokrotnie podkreślałem, że na końcu naszego życia nie może zabraknąć właśnie Nas – w sensie jednostkowym mnie, Ciebie jako czytelnika lub czytelniczkę.
Chociaż często mówię tutaj o miłości, i wciąż uważam że jest ona największą magią w naszym mugolskim świecie – to przecież uczucie szczęścia i spełnienia nie musi być ściśle związane z obecnością naszej drugiej połówki obok nas.
Gdy spróbuję spojrzeć na swoje doświadczenia z perspektywy dystansu, samotność zawsze okazywała się stanem przejściowym.
I swej wierze w to - nie pozwolę zgasnąć.